W ubiegły piątek Marta Dubiel wyjechała wraz z partnerem na swoje wymarzone wakacje do Turcji. W sobotni poranek cieszyła się urlopem i nikt nie spodziewał się, że za kilka godzin życie jej i najbliższych zmieni się w koszmar. Panią Martę potrącił samochód i w stanie krytycznym trafiła do szpitala. Koniecznie trzeba przewieźć ją do Polski. Transport medyczny i leczenie będą horrendalnie drogie. Rodzina nie ma takich pieniędzy. Ruszyła zbiórka.
Marta Dubiel – 39-letnia mieszkanka Brzezia (gmina Gostyń), mama trójki dzieci, w zeszły piątek wyjechała na upragnione wakacje. Nikt nie spodziewał się, że jeden z pierwszych urlopowych dni zmieni się w najgorszy koszmar. Przechodząc przez pasy pani Marta została potrącona przez auto pędzące z prędkością 80 km/h. Z krwiakiem mózgu trafiła prosto na stół operacyjny. Operacja ratująca jej życie trwała sześć godzin.
– Mama miała wypadek w sobotę, potrącił ją samochód. Miała robioną natychmiastową operację, która trwała sześć godzin. Lekarze stwierdzili, że operacja się udała, ale nie wiemy jaki jest obrzęk, nie wiemy co zostało uszkodzone, nie wiemy, czy będzie sprawna. Na ten moment nie wiemy nic – mówi Mateusz Witkowicz, 18-letni syn Marty Dubiel.
Obecnie pani Marta leży w śpiączce w tureckim szpitalu, w miejscowości Izmir. Lekarze uważają, że w przeciągu najbliższych dwóch tygodni jej stan powinien się poprawić na tyle, by przetransportować ją do Polski. Transport medyczny, to ogromny koszt. Rodzina musi uzbierać ponad 200 tys. zł, a nie ma takich pieniędzy. Na jednym z portali charytatywnych ruszyła zbiórka na ten cel.
– Mamy dwa tygodnie na uzbieranie pieniędzy na transport, który nie jest tani – dodaje Mateusz Witkowicz, syn pani Marty.
W Polsce na panią Martę Dubiel czeka trójka dzieci. Mateusz, jej najstarszy syn, opiekuje się młodszym rodzeństwem. Robi wszystko, by młodsze rodzeństwo – 12-letni Szymon i 15-letnia Zuzia – nie martwili się przez cały czas. Mają też wsparcie najbliższych.
– Staram się, żeby nie myśleli o tym, natomiast wiadomo, jak to jest. To nie takie proste, tym bardziej że moje rodzeństwo jest bardzo młode. Bardzo przeżywają całą sytuację, bo bardzo kocha mamę – mówi Mateusz Witkowicz.
Rodzina wierzy, że pani Marta jest silną kobietą i wróci do zdrowia.
- Żyjemy z nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Musi być. Wszyscy w to wierzymy i modlimy się. Tak naprawdę tyle nam pozostaje. Jest ciężko, ale musimy dać radę. Mama nas nauczyła, że mamy się nie poddawać, więc się nie poddamy – zapewnia Mateusz Witkowicz.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz