Zamknij

JUSTYNA SUCHECKA: "Młodzi są sojusznikami zmiany, która zachodzi"

14:02, 01.01.2021 N.P Aktualizacja: 15:17, 02.01.2021
Skomentuj foto.: materiały prasowe foto.: materiały prasowe

Rozmowa z JUSTYNĄ SUCHECKĄ - autorką książki pt. „Young Power”, dziennikarską TVN24 zajmującą się edukacją.

 

Po spotkaniu w Akademii Dobrej Edukacji w Jarocinie napisałaś w internecie, że to było twoje wymarzone spotkanie autorskie. Co tam się wydarzyło?

Przede wszystkim to było pierwsze moje spotkanie autorskie, na którym były same młode osoby i nikt nie musiał zachęcać ich do zadawania pytań. Trochę pamiętam takie spotkania ze szkoły. Przychodził – jak to się mówi – „ciekawy człowiek”. Zdarzało się, że pytania trzeba było przygotować wcześniej albo, że tak naprawdę tylko pani je zadawała. Tymczasem spotkanie w Akademii było super, bo ci młodzi ludzie, nie będąc do niego szykowani jakoś na siłę, po prostu byli zainteresowani tym, co mam do opowiedzenia. Poza pytaniami dzielili się też swoimi uwagami i to było świetne. Spotkania z dorosłymi bardzo rzadko tak wyglądają. Z kolei z młodymi my – autorzy czy dziennikarze – bardzo rzadko mamy okazję się spotykać. Gdy już się to udało, było po prostu super inspirująco. Wyszłam ze szkoły z poczuciem, że tak powinna wyglądać edukacja, dlatego że wzajemnie się czegoś nauczyliśmy.

No właśnie, uczniowie ADE zaskoczyli cię jakimś pytaniem?

Pojawiły się pytania dotyczące dziennikarstwa – tego, jak tworzy się takie historie – które świadczyły o tym, że oni doskonale wiedzą, na czym ta praca polega. To były bardzo wnikliwe rzeczy, detaliczne. Rozmawialiśmy też o tym, jak nie zrobić krzywdy bohaterowi, nawet gdy piszemy o nim coś pozytywnego. O tym, że ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego jak działają media, ale nie w takim ujęciu jak powstaje tekst, tylko jakie konsekwencje może mieć dla nich bycie bohaterem artykułu czy – w tym przypadku – książki. To było czymś, co mocno zapamiętałam, bo bardzo rzadko ludzie zwracają na to uwagę. Każdemu się wydaje, że bycie bohaterem to są same miłe rzeczy albo, że to przechodzi dla kogoś bez konsekwencji. Tymczasem te konsekwencje są i nie zawsze przyjemne.  

Po przeczytaniu „Young Power” pomyślałam sobie, że zawarłaś w niej coś, co jest dewizą Akademii Dobrej Edukacji już od pięciu lat – że to nie oceny są w życiu najważniejsze.

O, tak! I o tym też rozmawialiśmy. Ich już chyba nie trzeba o tym przekonywać. Bohaterów mojej książki z pewnością też. Oni sami z siebie dużo o tym mówili, że nie chodzi o to, żeby mieć szóstki ze wszystkiego, od dołu do góry. Bo to, że ktoś robi coś fajnego wcale nie oznacza, że musi być w czymś mistrzem świata czy, że musi być z tego powszechnie znany. Czasem ciekawe rzeczy robimy w kąciku swojego pokoju, a wiedzą o tym tylko koledzy z klasy. Myślę że, gdybym spędziła więcej czasu w ADE, mogłabym zrobić jarocińską wersję „Young Power”.

Właśnie chciałam cię zapytać, czy znalazłaś young power w ADE?

Na razie zbiorowy. Przede wszystkim znalazłam u nich power – to jest bardzo dobra cecha, która daje siłę i wiarę w to, że można wszystko – który odczułam jako brak kompleksów. To widać wtedy, kiedy ktoś odważnie zadaje pytania, komentuje to co mówi osoba starsza i teoretycznie bardziej doświadczona, ma odwagę się z nią nie zgadzać. A taki brak kompleksów to jest świetny punkt wyjścia do osiągnięcia w życiu sukcesu. I to niekoniecznie takiego mierzonego w wynikach, pieniądzach czy subskrypcjach na YouTube. Takiego, że – gdy nie masz kompleksów – więcej frajdy sprawia ci to co robisz.  

Po wizycie w Akademii Dobrej Edukacji, czy innych spotkaniach autorskich z młodymi ludźmi, masz wrażenie, że te dzieciaki, o których piszesz w książce to są – mimo wszystko – jednostkowe przypadki, czy całe pokolenie?

Na pewno nie całe pokolenie, ale też nie jednostkowe przypadki. Ich jest znacznie więcej. Mało tego, one świetnie rezonują ze sobą. Ci ludzie, kiedy robią fajne rzeczy i się poznają, zaczynają razem robić te fajne rzeczy. Nawet mam na to dowód. Odkąd ta książka się ukazała, trafiła też do nauczycieli w różnych zakątkach Polski. Niekoniecznie w dużych miastach, co mnie super cieszy. Nauczyciele sami z siebie namierzali tych moich bohaterów w mediach społecznościowych, pisali do nich i zapraszali na lekcje on-line. Moje dzieciaki kręcą filmy dla ośmioklasistów pt. „Co byś poradził sobie młodszemu?”. W jednej klasie były zajęcia z Oskarem Makowskim, który opowiadał o tym jak robaki recyklingują styropian, a dzieciaki – same z siebie – powiedziały, że chciałyby zaprosić jeszcze Janka Modrzyńskiego, który walczy z fake newsami i uczy innych jak ładnie mówić. Byli na tyle zdeterminowani i tak bardzo im zależało na tym, żeby z nim pogadać, że zaprosili go na dzień, w którym mają wolne godziny, a ich pani wychowawczyni nie ma w szkole. Spotkali się on-line, ponieważ Janek wyjechał na studia do Szkocji. Pomyślałam sobie, że to już jest determinacja (śmiech). I to jest super, bo pokazuje, że te historie poszły w świat. Wiem, że do moich bohaterów piszą różni ludzie i pytają, jak starali się o jakieś stypendia, gdzie szukali rozwiązania swoich problemów. To więc nie mogą być jednostkowe przypadki. Gdyby tak było, toby już się ta książka skończyła, a ja mam wrażenie, że ona dopiero we wrześniu dostała nowego życia.

Po przeczytaniu „Young Power” o twoich bohaterach pomyślałam, że są bezkompromisowi w stosunku do świata, ale skromni.

O, jak ładnie. Na pewno by się ucieszyli. I tak – myślę, że oni są szalenie skromni. Nawet ci najbardziej znani. Prawie wszyscy pytali mnie, czy jestem pewna, że akurat oni nadają się do tej książki. „Bo przecież są ludzie, którzy robią jeszcze więcej.” (śmiech) Zawsze znajdzie się ktoś, kto robi jeszcze więcej. Chodzi o to, żeby umieć też o tym fajnie opowiadać, i żeby dawało to więcej radości niż kolejnych obowiązków. Bo nie sztuka robić coraz więcej, a żeby to w jakiś sposób zmieniało nasze życie na lepsze. I tak – bezkompromisowi też.

Skoro – jak mówisz – Janek studiuje w Szkocji…

Mało tego, on tam pojechał samochodem. Z Trójmiasta. Cały czas nie wiem, jak to zrobił. Właśnie szykujemy się do Festiwalu Kino Dzieci w Warszawie (rozmowa odbyła się we wrześniu 2020 roku – przyp. red.), gdzie moi bohaterowie będą występować przed dzieciakami i opowiadać im o tym, jak zmieniają świat.

Spotkają się wszyscy razem?

Niestety nie, ale spotkają się takie osoby, której jeszcze dotąd się nie poznały. Część z nich pozmieniała miejsca zamieszkania, bo zaczęła studia. Julia Kosińska i Mateusz Malikowski – bohaterowie od pozbywania się leków z wody – przenieśli się do Warszawy, więc będę wykorzystywała ich obecność. Kalina Wiśniewska z ich zespołu pojechała do Gdańska. Napisałam w książce, że Julia i Mateusz są z Torunia, bo tam chodzili do liceum, ale tak naprawdę oboje są z Działdowa, co też jest ciekawe, bo pokazuje ich drogę z małego miasteczka do wielkiej nauki.

Gdy spojrzy się na to skąd są osoby w „Young Power”, w książce znajdą się Pielgrzymowice, Pawłowice, Trzew, ale też Gdańsk, Kraków czy Warszawa. Szukałaś swoich bohaterów konkretnie w małych i dużych miastach, czy to tak samo wyszło?

Starałam się, żeby jak najwięcej dzieciaków było spoza Warszawy. Oczywiście najłatwiej było mi robić wywiady w Warszawie, bo mogłam po prostu pojechać do Kiry Sukhoboichenko na Kabaty i usiąść z nią w kawiarni pod jej domem, ale też wiedziałam, że – jeśli pójdę na łatwiznę – wszyscy czytelnicy będą mieli takie poczucie, jakie miałam ja mając kilkanaście lat, że fajne rzeczy można robić tylko w Warszawie. Potem, kiedy zaczynałam szukać tych młodych ludzi, okazywało się, że mi się tyko wydaje, że oni są z dużego miasta. Bo tam chodzą do liceum, jak np. Ola Otto, która uczyła się w Poznaniu, a jest z Krzyża Wlkp. Właściwie, gdy zaczynaliśmy gadać, okazywało się, że oni prawie wszyscy są z mniejszych miejscowości. Wyjazd z domu był tylko kolejnym etapem ich edukacji. To też jest, swoją drogą, ciekawe, bo jak ktoś wyjeżdża do szkoły z internatem – jak Ola czy Julka i Mateusz – to jest to oczywiście fajna przygoda, ale też wymaga dużej odpowiedzialności za siebie, wsparcia rodziców. Mi zależało na tym, żeby pokazać, że świat nie zaczyna się i nie kończy na Warszawie.  

Patrząc na spis treści „Young Power” tam są cztery nazwiska, które od razu nam coś mówią o bohaterach. Reszta dzieciaków jest nieznana szerszemu odbiorcy. Są też kompletnie anonimowi, jak uczniowie z Pielgrzymowic.

Uczniowie z Pielgrzymowic to była jedna z pięciu historii, co do których wiedziałam, że chce mieć je w książce. Nie wyobrażałam sobie „Young Power” bez nich, przy czym nigdy nie byłam w Pielrzymowicach. Spotykaliśmy się w Warszawie, bo oni parokrotnie tu przyjeżdżali. W książce jest więcej osób, które nie są powszechnie znane. Te, o których można było usłyszeć to: Viki Gabor, Iga Świątek, Michał Karbownik i Zuzia Jabłońska. Viki i Zuza od razu chodziły mi po głowie, ale Michał i Iga nie. Na początku miałam pomysł, żeby napisać o niszowych sportach. Niech to będzie pływanie synchroniczne – jak Oliwia Smektała albo rolki agresywne – jak Szymek Ziemicki. Już w trakcie pracy trochę więcej dowiedziałam się o Michale Karbowniku. To nie jest historia o kimś, kto od siódmego roku życia uczył się w szkółce Barcelony i kogo rodzice mieli mnóstwo pieniędzy na to, żeby go wysłać w świat. To jest historia kogoś, kto autobusem podmiejskim dojeżdżał na treningi do Radomia i czekał na nie godzinę słuchając muzyki. Coś z czym bardzo wielu młodych ludzi uprawiających sport może się identyfikować. Z kolei z Igą Świątek było tak, że nie miałam pojęcia, że ona jest taka młoda. Wiedziałam, że jest taka utalentowana tenisistka, ale dopiero gdzieś w internecie zobaczyłam, że rozwiązuje zadania do matury z matematyki. Wtedy zrobiłam takie: „O, to jest moja dziewczyna! Właśnie jej mi brakuje!” (śmiech). Bardzo się cieszyłam, gdy mogłam ją spotkać. Jej osoba pokazuje, że można profesjonalnie uprawiać sport, ale nie odpuszczać szkoły. Nie w sensie posiadania szóstek od góry do dołu, ale ustalenia priorytetów – np. matma rozszerzona jest ważna, bo jak nie będę sportowcem to chcę mieć wiedzę z ekonomii.

Myślę, że gdy usłyszałaś o Międzynarodowym Ruchu Latających Plecaczków to też musiałaś porozmawiać z jego założycielką.

(śmiech) Tak! Gdy patrzę na to, jak Międzynarodowy Ruch Latających Plecaczków się rozwija, a Kira, z pomocą innych osób, tłumaczy swoje listy na obce języki i wysyła je w świat, myślę, że to jest niesamowite. Kirę musiałam poznać, dlatego że ona naprawdę przyjechała do Polski z Ukrainy jako mała dziewczynka niemówiąca po polsku i została rzucona na głęboką wodę. To jest imponujące i ma olbrzymie znaczenie. Po pierwsze, dlatego że mamy coraz więcej dzieci imigrantów w Polsce. Po drugie, dlatego że coraz więcej dzieci wracających do Polski – z Wielkiej Brytanii, Holandii, Niemiec – ma to imigranckie doświadczenie. Kira jest dowodem na to, że mają wiele przeszkód i trudności, ale też coś, co może być ich zaletą i siłą – znają inny język, widziały już coś innego na świecie. Kira jest na okładce książki, bo jest przykładem marzycielki. Wymyśliła sobie plecak, który będzie lekki, bo będzie miał w środku gaz – jak w balonie – który sprawi, że będzie lżejszy. Dowiedziała się, że z punktu widzenia fizyki to jest nierealne. Większość z nas na tym etapie zakończyłaby swoje marzenia o latającym plecaku, a ona dziecięce marzenie, bo miała wtedy dziewięć czy 10 lat, przekuła w fundację i współprace z różnymi organizacjami. To było imponujące.

Nosisz w torebce lupę, pęsetę i foliową torebkę?

(śmiech) Jeszcze nie, ale mam obiecane, że jak przyjadę do Łodzi to będę miała wyprawę po łódzkiej przyrodzie, cokolwiek to znaczy. Jesteśmy już umówieni na tę wycieczkę. Swoją drogą, do Łodzi na studia przeniosła się Ola Otto, więc myślę, że to będą wspaniałe dni, bo moi bohaterowie i bohaterki mają co pokazywać i o czym opowiadać. Z tą lupą, pęsetą i strunówką, którą nosi Jarek Brodecki, jest coś takiego, że zaczęłam dzięki tej historii troszeczkę inaczej patrzeć na świat. Gdy idę rano z psem do Parku Skaryszewskiego to bardziej się rozglądam niż wcześniej. Jak on mi zaczął uświadamiać, jakie gatunki mogę spotykać w centrum miasta, byłam mocno zdzwiona.  

Jak obstawiasz – ilu twoich rozmówców z „Young Power” będzie prezydentami?

(śmiech) Myślę, że Milena Matujewicz ich wszystkich zakasuje i będzie pierwszą prezydentką (śmiech). A na poważnie, oni być może nie zaangażują się nigdy w taką politykę jak my ją dzisiaj rozumiemy – partyjną, ale zakładam, że będą liderami licznych ruchów oraz sojusznikami zmiany, która zachodzi. To się już właściwie dzieje. Janek Gawroński walczy o wyciszenie dzwonków. W sejmie złożono obywatelski projekt, za którym stoją młodzi ludzie, o tym, żeby w każdej szkole był psycholog. Zebrali już 1.000 podpisów. Teraz będą musieli zebrać 100.000. Na Śląsku są takie świetne dziewczyny, które rozhulały „Akcję: Menstruacja” i załatwiają pudełeczka z produktami higienicznymi do szkół. Już po napisaniu książki poznałam wiele osób, które robią super rzeczy. Mam poczucie, że nie wszyscy z nich będą prezydentami Polski, ale w większości mają zadatki na to, żeby zarażać ludzi swoimi działaniami, a to jest równie ważne. Mam też nadzieję – być może trochę złudną – że oni będą pokazywali, że polityka może wyglądać inaczej. Tym bardziej, że w następnych wyborach będą brali udział ludzie, którzy urodzili się już za rządów PO-PiS. Nie znają innego świata niż naprzemienny duopol tych dwóch partii, więc oni muszą pokazać, że inna polityka jest możliwa. Chociażby z racji pokoleniowych – buntu przeciwko zastanym rzeczom.

Kiedy słucham cię, jak opowiadasz o młodych ludziach, zastanawiam się, czy nie nabawiłaś się kompleksów pisząc tę książkę?

Trochę się nabawiłam. A potem zdałam sobie sprawę, że nie musze być jak oni, ale mogę się nimi inspirować. Oczywiście strasznie zazdroszczę Zuzi Kuffel, że była na kursie w New York Timesie. Żałuję, że nie zaczęłam swojej przygody z mediami, kiedy byłam młodsza albo, że nie skupiłam się na szukaniu ciekawych odkryć naukowych, bo przecież to jest takie ekscytujące… „Young Power” jest też trochę opowieścią o tym, że każdy z nas ma swoją ścieżkę, inną drogę dojścia do znalezienia tego, co nas pasjonuje. Przy jej pisaniu – bardziej niż nabawiłam się kompleksów – zdobyłam poczucie, że nie jest nigdy za wcześnie na różne rzeczy, co pokazują moi bohaterowie, ale też nie jest na nie za późno. W końcu napisałam książkę dla dzieci mając 33 lata. Wiek to tylko liczba.

W takim razie poproszę cię teraz, abyś zamieniła się w jednego z marzycieli, którym zadedykowałaś „Young Power”. W książce jest 31 historii – tyle, ile dni np. w sierpniu. Wyobraź sobie, że przez 24 godziny, każdego dnia, możesz być jedną osobą ze swojej książki. Codziennie inną. Od kogo byś zaczęła swoją przygodę i dlaczego?

Łał!... Pierwszą chciałabym być Mileną i znowu chodzić do szóstej klasy. Myślę, że to jest ten moment, w którym zaczyna się bardzo wiele fajnych rzeczy. Niby jesteś dzieckiem, ale już takim, któremu trudno powiedzieć, że dzieci i ryby głosu nie mają. A kiedy jesteś takim dzieckiem jak Milena w ogóle nie ma szans, żeby ktoś powiedział ci coś takiego. Jakbym miała taki dzień z życia Mileny myślę, że starczyłoby mi potem optymizmu i energii na cały miesiąc (śmiech).

Zejdźmy na ziemię. Chociaż może nie do końca… Kiedy rozmawiamy od wydania „Young Power” mijają cztery miesiące. Czy w tym czasie odezwał się do ciebie ktoś z Ministerstwa Edukacji Narodowej np. proponując, aby twoja książka stała się lekturą uzupełniającą?

(śmiech) Gdyby coś takiego się wydarzyło to musiałabym się mocno szczypać i zastanawiać się czy mi się to śni i czy już nie przesadziłam ze spaniem (śmiech), więc nie. Wiem, że w Ministerstwie widzieli moją książkę i wiem, że im się podobała, ale myślę, że nie pójdziemy tak daleko, żeby ją promowali albo wpisywali na listę lektur. W wielu szkołach już na takiej liście jest. Mimo tego, że podstawa programowa po reformie edukacji jest bardzo usztywniona, nauczyciele mogą sobie wybierać książki, z którymi chcą pracować i dostaję sygnały z różnych zakątków Polski, że to robią. „Young Power” jest lekturą zwykle w klasach VI-VIII, IV klasy czytały poszczególne historie. Gdy teraz ktoś mnie pyta, dla kogo to jest książka, mogę już powiedzieć, że dla każdego. Nie z marketingowego punktu widzenia, tylko dlatego że praktyka czterech miesięcy pokazała, że bardzo różni ludzie, w bardzo różnym wieku i na bardzo różne sposoby, tę książkę czytają. To jest super.

Powiedziałaś, że już po napisaniu książki spotkałaś wielu nowych ciekawych młodych ludzi. U twoich bohaterów też się sporo zmieniło. Będzie „Young Power 2”?

Na razie na pewno nie. Nie sztuką jest drugi raz wykorzystać całkiem niezły pomysł (śmiech). To umiem i wiem, że znalazłabym bohaterów. Teraz ten optymizm i tę energię, które zadziały się wokół „Young Power”, chcę wykorzystać w innej słusznej sprawie. Jestem coraz bliżej dopięcia szczegółów książki na temat zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. Przy czym chciałabym napisać książkę dla grupy 12 plus, gdzie zamieszczone byłyby historie prawdziwych bohaterów. Opowiadaliby o tym, jak zmagali się z różnymi trudnościami albo, jak szukali pomocy. Chciałabym też, żeby to była książka, która odpowiada na bardzo często zadawane pytania, na które nikt nie odpowiada młodym ludziom, bo zdrowie psychiczne jest tematem tabu. Jeszcze większym niż edukacja seksualna. To są bardzo różne pytania, np. „Komu mam powiedzieć, jeżeli ktoś mi powiedział, że już nie chce żyć?” albo „Co mam zrobić, kiedy widzę, że ktoś w moim wieku się samookalecza?”, ale też: „Czy mam prawo czuć się smutny”, „Co robić, kiedy jestem zbyt smutny?”. Mam nadzieję, że z pomocą ekspertów, których poznałam w swojej pracy, będę mogła zrobić książkę, która będzie mądra i dopasowana do tej grupy. Bo nie chodzi o to, żeby wszystkim teraz mówić, że mają depresję, a świat jest zły. Bardziej, żeby powiedzieć, że mają prawo czuć się gorzej, żeby wiedzieli, gdzie szukać pomocy, jak zareagować, kiedy ktoś w ich otoczeniu jest – upraszczając – zbyt smutny. O wyrobienie pewnej wrażliwości. Rozmawiałam też o tym z bohaterami „Young Power”. Podsunęli mi mnóstwo fantastycznych i ciekawych wątków z własnych doświadczeń, które warto byłoby poruszyć w takiej książce. Jestem przekonana, że ona się uda. A może „Young Power 2” jeszcze kiedyś się wydarzy…

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%