Zamknij

AGNIESZKA ZAWORSKA: „Nie możemy wszystkich oceniać jednakowo”

17:17, 14.12.2023 Aktualizacja: 10:51, 15.12.2023
Skomentuj foto.: Natalia Pluta foto.: Natalia Pluta

Rozmowa z AGNIESZKĄ ZAWORSKĄ, autorką książki „Z szacunku dla przeszłości. Policja państwowa w powiecie jarocińskim 1920-1939”, oficerem prasowym KPP w Jarocinie.

 

Pani Agnieszko, ta książka to efekt pani wieloletnich badań, bardzo szeroko zakrojonych poszukiwań. Jest pani pierwszą osobą, która podjęła się opisania tego tematu na Ziemi Jarocińskiej. Skąd motywacja do napisania tej książki?

Pewnie nigdy nie zajęłabym się tym tematem, bo nie myślałam o historii policji aż tak dogłębnie, gdyby nie pani Kazimiera Pachciarz, która kilka lat temu pojawiła się w komendzie z listą nazwisk policjantów z okresu międzywojennego prosząc o jakieś dane do własnej publikacji. Chciałam pomóc pani Kazi, a okazało się, że ani w jarocińskiej komendzie, ani w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Poznaniu, nie ma żadnych archiwów, które zawierałyby dane z tego okresu. Udało mi się nawiązać kontakt z dyrektorem Instytutu Pamięci Narodowej w Łodzi, pod który podlega Jarocin. Wysłałam zapytanie o jednego policjanta. Był to Jan Kubiak. Dostałam dokładne wskazanie, gdzie mogę szukać tych materiałów. W trakcie poszukiwań okazało się, że nawet w samym Jarocinie ludzie nie wiedzą, jak funkcjonowała międzywojenna policja. Stwierdziłam, że to będzie dobry temat. Taki, dzięki któremu będzie można ludziom pokazać służbowe życie policjantów, jak i ich życie prywatne. Nie chciałam zabierać się do biografii, bo ta książka nie byłaby na tyle wartościowa. Skupiłam się więc na opisaniu struktur policyjnych z tamtego okresu – od początku powstania i działania na terenie ówczesnego powiatu jarocińskiego.

W zeszłym roku minęło dokładnie 90 lat, odkąd utworzono Komendę Powiatową Policji w Jarocinie. Jak te początki wyglądały od strony organizacyjnej?

Powiat jarociński istniał po zakończeniu I wojny światowej, natomiast z uwagi na oszczędności, braki finansowe, nie tworzono komend w każdym powiecie. Najbliższa nam została utworzona w Krotoszynie. Na terenie powiatu jarocińskiego w pierwszych latach funkcjonowały posterunki. Było ich kilka i zmieniały się z biegiem lat. Na pewno były w Komorzu, Mieszkowie, Jaraczewie i Nowym Mieście, które też podlegało pod powiat jarociński. Po pewnym czasie utworzono także posterunek w Witaszycach. Głównie z uwagi na kampanię buraczaną i kradzieże towaru z miejsc składowania. Komenda Powiatowa Policji w Jarocinie powstała dopiero w 1932 roku. W międzyczasie podzielono powiat pleszewski. Część ziem przyłączono do powiatu jarocińskiego, więc posterunki powstawały w Gołuchowie, Sobótce, Czerminie, Robakowie i tam też służyli nasi policjanci. Dlatego zakres materiału opisanego w książce jest dość szeroki. Zawiera część obecnych powiatów średzkiego i pleszewskiego. Wyszłam z założenia, że lepiej napisać trochę więcej niż kogoś pominąć.

A gdzie mieściła się pierwsza siedziba policji?

Posterunek miejski mieścił się w ratuszu. Był też posterunek wiejski i on znajdował się w obecnym budynku Starostwa Powiatowego w Jarocinie. Gdy powstawała komenda w Jarocinie, komendant wojewódzki zwrócił się do ówczesnego starosty o przekazanie budynku, w którym mogłaby ta instytucja funkcjonować, wraz z wyposażeniem, czyli zakupem mebli i przeznaczeniem kilku mieszkań dla policjantów. Otrzymał budynek na rogu ulic Paderewskiego i Kościuszki w Jarocinie. Na piętrze była komenda, na parterze inspektorat szkolny, a na poddaszu mieszkania, m.in. komendanta powiatowego.

Dzisiaj w jarocińskiej policji pracuje kilkudziesięciu funkcjonariuszy, a jak to wyglądało w okresie międzywojennym?

Obecnie jest nas 114. Jeżeli chodzi o okres międzywojenny, nie podam dokładnej liczby, ale było ich około 70. Najczęściej mieszkali w pobliżu posterunków, aby w razie czego mieli szybki dostęp do broni. Na początku na posterunkach, takich jak w Kotlinie, obsada była jednoosobowa, czasami zwiększona do dwóch, trzech funkcjonariuszy.

W okresie międzywojennym policjanci tworzyli bardzo zżytą społeczność. Świadczy o tym Stowarzyszenie Rodzina Policyjna, które podejmowało wiele inicjatyw na posterunkach w całej Polsce. Jak to wyglądało w Jarocinie?

Tu też funkcjonowało takie stowarzyszenie. Prowadziły je kobiety. Jego szefem był komendant powiatowy. Jego nieformalnym zastępcom najczęściej żona. Kobiety zajmowały się całą obsługą tej organizacji.

W jakim celu powstało to stowarzyszenie?

 Przede wszystkim po to, aby opieką objąć wdowy i sieroty po poległych policjantach. Państwo co prawda płaciło dość duże odszkodowania za śmierć policjanta, ale zazwyczaj były to rodziny wielodzietne, więc pieniędzy nigdy nie było za dużo. Stowarzyszenie raz, czasami dwa razy, w roku organizowało Zabawę Rodziny Policyjnej. Przy jej organizacji pomagali miejscowi włodarze jak i mieszkańcy. Kobiety skupiały się na gotowaniu, wypiekaniu, parzeniu herbaty. To wszystko było sprzedawane na balu, a zebrane w ten sposób pieniądze przekazywane były na funkcjonowanie stowarzyszenia i jego podopiecznych. Stowarzyszenie organizowało też kolonie dla dzieci, nie tylko z rodzin policyjnych, różnego rodzaju przedstawienia. Poza tym, w dniu imienin marszałka Piłsudskiego, co roku w świetlicy komendy odbywały się nasiadówki. W ich trakcie deklamowano wiersze, czytano życiorys marszałka, jego życzenia, odezwy, śpiewano pieśni. W takich zgrupowaniach udział brały całe rodziny policyjne będące członkami stowarzyszenia i Policyjnego Klubu Sportowego. Łącznie z dziećmi, które grały na instrumentach.

Wspomniała pani o Policyjnym Klubie Sportowym. To zrozumiałe, bo policjanci musieli dbać o sprawność fizyczną.

Tym bardziej, że w pierwszym okresie, gdy przyjmowano kandydatów do policji, wymogiem była umiejętność jazdy konnej. Później już nie, ale musieli być sprawni, bo codziennie przemierzali sporo kilometrów pieszo. Do dyspozycji mieli, poza końmi, rowery bądź mięśnie własnych nóg. Policjant musiał więc być wysportowany. Motywacją do tego była możliwość uczestniczenia w różnego rodzaju rozgrywkach sportowych. Z tego co wiem, dzięki zdjęciom, w Jarocinie na pewno funkcjonowała grupa piłkarska. Była też grupa, która brała udział w pięcioboju. Składały się na niego: jazda na rowerze, pływanie, rzut granatem, strzelanie i tor przeszkód. Policjanci z Jarocina zawsze odnosili w nim sukcesy, Mieliśmy też policjanta pochodzącego z Witaszyc, który krótko przed wojną rozpoczął i pełnił służbę na terenie województwa warszawskiego. Reprezentował ówczesny garnizon w zawodach rangi ogólnopolskiej.

Wspomniała pani o czworonożnym wsparciu. Jak ono wyglądało w Jarocinie?

Do dzisiaj zwierzęta policyjne – nie tylko konie, ale i psy – cieszą się ogromną sympatią. Na pewno na to zasługują, bo są i były bardzo pomocne. Przez dwa-trzy lata na naszym terenie było siedem koni – dwa w Jaraczewie, dwa w Żerkowie i trzy w Jarocinie. W 1923 roku zostały przekazane do komendy okręgowej w Poznaniu, ponieważ zaczęto tworzyć szwadrony konne. Uznano, że konie są zbyt drogie w utrzymaniu. Poza tym policjant musiał takiego konia sam ogarniać – trzymać u siebie i go karmić. Różnie z tym bywało, więc skierowano je do Poznania. Za to policjanci dostali trzy rowery które służyły im na zmianę. Konie były wsparciem, bo to były duże tereny. Zwłaszcza w nocy na takim zwierzęciu czuli się bezpieczniej niż wtedy, kiedy chodzili pieszo. Co do psów, na naszym wyposażeniu był jeden. Nazywał się Krzyżak. Opiekował się nim posterunkowy Pluciński. Jego rasę trudno określić, bo do służby w tamtym czasie brano różne czworonogi – owczarki, dogi niemieckie, boksery i rotwailery. Psy były bardzo pomocne. Zwłaszcza przy wykrywaniu włamań. Nie używano ich raczej do zatrzymywania ludzi. Przynajmniej na początku, ponieważ tresura trwała długo. Problem był z wypracowaniem u psa posłuszeństwa w tym, że jak już zatrzyma to ma nie zjadać delikwenta. Do tropienia i wykrywania, czy też znajdowania miejsca ukrycia się włamywaczy, na pewno były bardzo pomocne.

Jedno z głównych zadań policji to wykrywanie sprawców przestępstw. Jakimi sprawami kryminalnymi musieli zajmować się przedwojenni funkcjonariusze na naszym terenie?

Przede wszystkim przestępstwami przeciwko mieniu, bo czasy były trudne – panowała bieda. Do Jarocina zjeżdżali ludzie z różnych terenów. Najczęściej w dni targowe mieliśmy drobnych złodziejaszków bądź rabusiów z innych województw. Oszukiwali w kości, zajmowali się kradzieżami kieszonkowymi. Wykorzystywali to, że cały rynek był zastawiony straganami i stawał się miejscem spotkań towarzyskich. Liczyli na to, że niejedno mieszkanie będzie puste i gotowe do obrabowania. Popularne było też kłusownictwo. Gdy przeglądałam akta prowadzonych spraw najwięcej takich zgłaszał Fiszer Bonmolak z Góry. Na jego terenie łupem kłusowników padały zarówno łanie jak i jelenie. Kilka przypadków kłusownictwa było zgłoszone też z majątku w Tarcach. Jeżeli chodzi o kradzieże, to łupem złodziei padały przede wszystkim rowery, aczkolwiek one miały wtedy numery rejestracyjne, więc łatwiej je było znaleźć. Kradziono też ziemniaki, brukiew, marchew, zboże… Wszystko, co nadawało się do przetworzenia, zjedzenia, wykorzystania czy nawet nakarmienia zwierzaków. Kury i gęsi też były elementem tych kradzieży. Dokonywano wtedy również bardzo dużo przestępstw przeciwko zdrowiu. Te dotyczyły głównie małych porzuconych lub pobitych dzieci. Niestety też kwitł handel dziećmi. Jeżeli rodzina miała na utrzymaniu ośmioro czy dwanaścioro dzieci, nie miała czego jeść, to bardzo często te dzieci były sprzedawane bogatym osobom za to, że będą u nich mieszkać i pracować, a rodzina o nich zapomni.

Czy jakieś spektakularne przestępstwo miało miejsce w Jarocinie?

Spektakularne może nie, natomiast bardzo często społeczność włączała się do akcji policyjnych. Był okres, kiedy na terenie Jarocina, Cielczy i Mieszkowa grasowała szajka złodziei kościelnych. Postanowiono zrobić zasadzkę w Cielczy. Policjanci byli wewnątrz budynku. Gdy do kościoła wchodził ktoś, kto wiedział, że tam jest zasadzka, miał rzucić hasło. W nocy bodajże kościelny usłyszał jakieś pukanie i postanowił sprawdzić, czy w kościele kogoś nie ma. Zapomniał podać hasło i padł ofiarą policjantów. Szajka później na szczęście została zatrzymana. O tym, że nie było bardzo niebezpiecznych sytuacji w Jarocinie może świadczyć też to, że żaden policjant nie zginął w akcji np. podczas zatrzymywania kogoś.

Bardzo dużo miejsca w swojej książce poświęca pani dawnym regulacjom prawnym. Życie codzienne przedwojennego policjanta było obwarowane wieloma zasadami.

To co najbardziej przykuwało uwagę, to posiadanie zgody przełożonego na zawarcie związku małżeńskiego. Początkowo potrzebowano ludzi, więc rekrutowano ich głównie z powstańców, żołnierzy uczestniczących w I wojnie światowej. Nie zwracano uwagi na to, jak wygląda ich życie prywatne, tylko na to jak się zachowywali i by byli wyszkoleni w walce oraz zdyscyplinowani. W późniejszym okresie zaczęło ciążyć to, że policjanci zawierali związki małżeńskie z kobietami z różnych stron. Chcieli wynosić się na inne tereny kraju, na co nie zawsze była zgoda. Poza tym, posiadając dużą liczbę dzieci, dochodziło do sytuacji, gdzie nie zawsze uczciwie pracowali. W grę wchodziło przymykanie oczu na pewne rzeczy tak, żeby mieć z tego korzyść. Kobieta musiała być sprawdzona, bo okazywało się, że partnerki policjantów często sprzyjały, jak mówiono ówcześnie, „wrogim elementom” – Niemcom mieszkającym na tym terenie czy, zamieszkującym teren dzisiejszej Ukrainy, stronom bardzo nacjonalistycznym. Wprowadzono zasadę, że zanim policjant w ogóle poprosi o zgodę na zawarcie związku małżeńskiego musi mieć przesłużone siedem lat. Stwierdzono, że po tym czasie będzie już wiedział jakie wartości są najważniejsze. Musiał przedstawić także świadectwo moralne swojej wybranki. Wydawali je proboszczowie i włodarzowie, najczęściej starości. Sprawdzano, jak się prowadzi, czy pracuje, a jeżeli tak, to w jakim zawodzie, kim jest jej rodzina, czy nie sprzyja osobom obcego pochodzenia. Taka wybranka była prześwietlana dwa pokolenia wstecz. Gdy już dostali zgodę na małżeństwo, żona za bardzo nie mogła pracować. Jeżeli już to w zawodzie, który nie urągał mundurowi policyjnemu. Najlepiej jako nauczycielka. Jeżeli sprzedawczyni to w sklepie z materiałami, bo tam do żadnych scysji nie dochodziło. Ewentualnie jako położna. Faktycznie pracowały tylko te kobiety bardziej wykształcone. Żona drugiego komendanta była nauczycielką w Warszawie i gdy przyjechała do Jarocina też pracowała w szkole, która mieściła się obok komendy. Większość kobiet zajmowała się dziećmi i działalnością stowarzyszenia policyjnego.

Czyli żona policjanta nie mogła być Niemką?

Mogła być, ale musiała dobrze mówić po polsku i pochodzenie niemieckie mieć takie, że najlepiej jakby powiedziała, że ona nigdy nie chciała być Niemką. Policjanci mieli też za żony Ukrainki. Jeżeli w późniejszym czasie, gdy to małżeństwo już funkcjonowało, trafiały do przełożonego informacje, że żona za bardzo sprzyja z Niemcami, policjant był przenoszony. Takich wniosków w pewnym okresie do komendanta wojewódzkiego skierowanych było aż 95. Z prośbą o przeniesienie policjantów z naszego powiatu na Kresy Wschodnie, dlatego że ich żony za bardzo sprzyjały z obywatelami niemieckimi, bo, jak można przeczytać, „mają rodziny w Niemczech i jak piszą listy to robią to po niemiecku”. Nie wiem, jak oni to inwigilowali, ale na pewno to robili. Nikt nie żądał od nikogo rozwodu, ale przeniesień w inne rejony było sporo.

A wiadomo, czy zdarzało się, że przełożony odmówił zgody na zawarcie związku małżeńskiego?

Tak, były takie sytuacje. Jeżeli policjant wbrew jego woli zawarł go, musiał się liczyć z tym, że zostanie zwolniony z policji.

Gdy rozmawiamy pani jest ubrana po cywilnemu. A czy w okresie międzywojennym policjant poza służbą mógł sobie pozwolić na niezałożenie munduru?

W żadnym wypadku. Policjanci zawsze mieli obowiązek chodzenia w mundurach. Gdyby ówczesny komendant zobaczył buty niektórych dzisiejszych policjantów, to gwarantuję, że biegliby szybko do domu po pastę. Jedyną okazją, kiedy policjant mógł, a nawet musiał, być bez munduru to były wyścigi konne, ale pod warunkiem, że szedł na nie prywatnie. Jeżeli szedł jako policjant, to jak najbardziej w mundurze. Do kościoła, na zakupy, na niedzielny spacer z żoną – w mundurze. Jest takie zdjęcie policjanta pochodzącego z Góry, a służącego w policji śląskiej, który będąc w mundurze pije piwo z kolegami. On był po prostu w czasie wolnym i miał prawo wypić. Teraz jest to nie do pomyślenia i zakończy się postępowaniem dyscyplinarnym oraz wydaleniem ze służby. To co było mocno ścigane to opilstwo. Policjant nie mógł się zataczać czy zaczepiać kogoś.   

Czy policjantem mógł zostać tylko mężczyzna?

Kobiety też służyły. W 1924 roku wprowadzono policję kobiecą. Policjantki były w Wielkopolsce. Żadna z nich nie służyła w Jarocinie. Kobiety zajmowały się głównie handlem ludźmi, przemocą wobec kobiet i dzieci, ale także ruchem ulicznym. Najsłynniejsza policjantka – Stanisława Paleolog – miała stopień komisarza, co w tamtych czasach było wyczynem, bo mężczyźni, żeby go zdobyć, musieli się długo napracować, przejść różnego rodzaju szkolenia, mieć z reguły wyższe wykształcenie, ale ona też jeździła za granicę, uczyła służby policjantki w innych krajach.

Mówimy dużo o funkcjonowaniu i działalności policji w Jarocinie. Jednak większa część pani książki to biogramy policjantów. Tych, którzy pochodzili z tych stron i tych, którzy pełnili w tych stronach służbę. Życiorysów jest ponad 250. Imponująca liczba. Jak udało się pani dotrzeć do tylu nazwisk?

Początek miałam ułatwiony dzięki pani Kazimierze Pachciarz, bo miałam jej listę kilku nazwisk. Kolejne pojawiały się podczas przeglądania archiwalnych akt. Na początku skupiłam się na Janie Kubiaku, ale gdy czytałam akta, pojawiały się kolejne nazwiska policjantów z naszego terenu. Podobnie było z przeglądaniem akt z archiwów Zespołu Szkół w Mostach Wielkich. To była centralna szkoła, do której wysyłano policjantów na tzw. kursy podstawowe. Te akta może nie są bogate, ale zawsze jest nazwisko, imiona rodziców, data i miejsce urodzenia z określonym powiatem, czasami też miejsce zamieszkania, bo powiaty się zmieniały. Dzięki temu ustaliłam sporo nazwisk. Były też wnioski o parcelację. Głównie policjantów emerytowanych, którzy podawali swoje dane, wiek, czasami imię żony, ilość dzieci. Niektóre te biogramy są bardzo skromne. W księgach cmentarnych w Miednoje jest sporo błędów, ale tam też można spotkać nazwiska policjantów. Z literatury, np. mówiącej o powstańcach jaraczewskich, też wyciągnęłam parę nazwisk. Od prezesa Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939 w Katowicach dwa lata temu otrzymałam trzytomowy zbiór nazwisk opracowany przez rosyjski Memoriał. On został teraz rozwiązany przez Putina, ale tworzyła go grupa ludzi, którym zależało na ustaleniu dokładnej liczby ofiar zbrodni radzieckich, ich nazwisk, w miarę dokładnym ustaleniu, gdzie służyli. Jest on pisany cyrylicą, ale naprawdę dokładny – z podawaniem kolejnych miejsc służby, czasami rozpisanymi na lata, powiatu, imion dzieci, imienia żony, kim była, czy pracowała, jak miał na imię jej ojciec. Ten zbiór pozwala na dość dokładne ustalenie daty śmierci konkretnych osób. Kolejne nazwiska przychodziły mi po spotkaniach z rodzinami policyjnymi. Zwłaszcza z dziećmi policjantów, bo mimo upływu lat one pamiętają z kim ich ojcowie się kolegowali. Mają kontakty do siebie. Chociażby ze wspólnych wyjazdów na cmentarz w Miednoje.

Znalazła pani wiele rodzin przedwojennych policjantów. Jak przebiegły te poszukiwania?

Pierwszą panią odnalazłam nie do końca legalnie. Przeglądając gazety i szukając nazwisk, w Gazecie Pleszewskiej wpadłam na artykuł z odsłonięcia tablicy upamiętniającej osoby zamordowane na Wschodzie. Tam było nazwisko Jan Dominiczak i informacja, że to nasz policjant. Przy tym była wymieniona kobieta z imienia i nazwiska i adnotacją, że to jego córka i dopiskiem, że mieszka w Gołuchowie. Przez kolegę, który tam również mieszka, a ze mną pracuje, udało mi się ustalić adres tej pani. Pojechałam do niej na spotkanie. Okazała się przecudowną kobietą. Mimo 89 lat na pytanie, co było w dniu ewakuacji i jaki był tata, powie wszystko co pamięta. Natomiast jej młodszy o trzy lata brat zajmował się poszukiwaniem ojca po wojnie. Zbierał materiały, pisał wspomnienia i właśnie on miał wiele adresów oraz telefonów do rodzin policjantów, którzy służyli wówczas w Pleszewie. Dzięki niemu udało mi się też dotrzeć do kilku osób.

Wiem, że miała pani ciekawy sposób odnajdywania ludzi…

Podpowiedział mi go kolega z Szamotuł. Przed Wszystkimi Świętymi z uczniami z klasy policyjnej jeździmy na cmentarze i stawiamy znicze na grobach policjantów, którzy tu służyli i nie zginęli na wojnie na terenach nieznanych. Postanowiłam wydrukować karteczki z imieniem i nazwiskiem, numerem telefonu i informacją, że poszukuję rodzin w związku z pisaniem książki. Z wiedzą u nich było różnie. Nie zawsze rodzice czy dziadkowie wspominali ten okres, ale zawsze chociażby jedno zdjęcie czy informacja, że w okresie wojny byli wysiedleni, dużo dawały. Dzięki temu wiedziałam, że kolejnych informacji mogę szukać w innych rejonach Polski. Bardzo pomocne okazały się też media społecznościowe. Informacje o poszukiwaniach umieszczałam na swoim profilu, a one były udostępniane. Dzięki temu odezwało się do mnie kilka osób. M.in. prawnuk przedwojennego komendanta, który przekazał mi bardzo dużo zdjęć. Miał ogromną wiedzę, tylko myślał, że jego pradziadek był w Jarocinie na wczasach z żoną, a nie, że był komendantem tutejszej policji. Najmniej ciekawym elementem historii policyjnej jest tzw. „granatowa policja”. Nie możemy dziś oceniać wszystkich jednakowo. Wielu z policjantów Generalnego Gubernatorstwa zostało zmuszonych do tej służby. Okazuje się, że oni wcale nie donosili na Polaków, a ratowali ich oraz Żydów. Ich przodkowie najmniej chcieli ze mną rozmawiać, ale jakoś udawało mi się ich przekonać i te materiały pozyskać.

Rozmawiała ILONA KACZMAREK

Dołącz do nas na Facebooku!Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i fotorelacje. Jesteśmy tam, gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!
(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%