Tak. Zresztą ja też się w niego zabawiłam. Mikołajki zawsze kojarzą mi się z czymś uroczym i drobnymi podarunkami. Uwielbiam ten czas.
Może nie jak prezent (śmiech), natomiast czułam, że to ja go dostałam. Już długo czekałam na jakieś spotkanie z fanami. Udało nam się zobaczyć w takim dziwnym, ekstraordynaryjnym (nadzwyczajnym – przy. red.) czasie. Chociaż tyle, bo, przyznam szczerze, brakuje mi normalnego kontaktu z publicznością.
Było, chociaż staram się od czasu do czasu występować w warunkach pandemicznych. Latem pojawiałam się szczególnie w amfiteatrach. Coś tam pograłam w tym roku, ale wiadomo, że to nie to, co miałam zaplanowane.
Nie chcę, żeby to zabrzmiało nieskromnie, ale naprawdę mam sporo umiejętności poza śpiewaniem. Lubię malować na płótnie, fotografować, projektować ubrania…
Naprawdę. Zresztą, jeszcze za czasów studiów, kiedy próbowałam dorabiać, malowałam małe akwarele, czy inne obrazki na deseczkach. Mogę zawsze do tego wrócić, jak mi się bardzo nudzi.
Myślę, że tak. W każdej kolejnej płycie jest mnie coraz więcej, chociaż cały czas lubię szukać nowości. Nowych brzmień, nowych przestrzeni, na których mogę odkrywać się muzycznie.
Właśnie o to chodzi. Moje płyty zawsze mają w sobie dużo sprzeczności i abstrakcji. Nie lubię monotematycznych albumów. Lubię, kiedy na krążku jest miszmasz. Dzięki temu zawarta w nim energia jest zróżnicowana.
Cały czas podczas mojej muzycznej drogi – chociażby w programie The Voice Kids – staram się nauczyć dzieciaki wiary w siebie. I tego, żeby się po prostu nie poddawać w drodze po marzenia.
Pamiętam, że, gdy byłam w ich wieku, bardzo wstydziłam się każdego potknięcia, bałam się wychodzić na scenę. Patrząc przez pryzmat swoich doświadczeń stwierdzam, że po prostu trzeba powalczyć trochę z tym strachem. Nie bać się go. Zaprzyjaźnić się z nim. Po latach mogę na swoim przykładzie powiedzieć, że ten strach i tak pozostaje.
Oj, gdzieś tam jest. U mnie strach przejawia się w kompleksach skrywanych od dziecka. Chęci bycia bez przerwy perfekcyjną i złoszczeniu się na siebie, gdy coś nie wyjdzie. Po mnie tego nie widać, natomiast układam sobie to wszystko w głowie… Myślę, że, oprócz tego, że trzeba być samokrytycznym, trzeba też siebie nagradzać i kibicować samemu sobie w dążeniu do celu.
„Number One”, nagrana razem z Weroniką Juszczak, pojawi się jeszcze w pierwszej połowie grudnia. Jest to bardzo pozytywny numer stworzony przez – mogę to tak nazwać – mecenasa, czyli firmę Mirinda, która była sponsorem tego zwariowanego klipu. Powiem szczerze, że taka koncepcja bardzo mi się podoba, bo nie wiem, czy wiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak kosztowna jest realizacja teledysków. Cieszę się, że mogę skorzystać z takiego wsparcia artystów, dzięki któremu moi słuchacze mogą zobaczyć wesoły obrazek i przy okazji usłyszeć nową piosenkę.
Uwielbiam! Szczególnie pisać scenariusze i je realizować. Zresztą wiele osób będących ze mną na klipach wie, że bardzo mocno angażuję się w całą kreację – od pomysłu, przez noszenie kabli, do pomagania operatorowi. Uważam, że im więcej partycypuję w tworzeniu teledysków, tym większą później mam z nich satysfakcję.
Myślę, że tak. Planowałam jeszcze jeden teledysk, ale stwierdziłam, że po prostu szkoda marnować jego potencjału. Jeżeli, po wypuszczeniu nowej piosenki, nie mogę fizycznie spotkać się z moimi fanami to robienie muzyki dla samego jej robienia mnie po prostu nie satysfakcjonuje.
Gdy wróci normalność, mam nadzieję jak najszybciej, powrócę na scenę ze zdwojoną siłą. Na pewno pojawi się płyta „WinyLOVA”. Zaplanowana jest też promocja kolejnych kawałków. Mam tego tak dużo, że nie wiem, kiedy to wszystko wypuszczę (śmiech).
Myślę, że w marcu.
Powrotu do oldschool-u, czyli do muzyki, na której się wychowałam, ale połączonego z nowoczesnym brzmieniem. Są to kawałki, które powstały dość szybko, ponieważ ja się bardzo dobrze czuję w takich klimatach – lekkich, lekko funkujących, soulowych kawałkach. Podobnych do „Za krokiem krok” czy „Bratnie dusze”.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz