Zamknij

GKS Jaraczewo nie zagra o Puchar Polski?! Tak zdecydował WZPN...

14:10, 29.10.2019 N.P Aktualizacja: 18:28, 29.10.2019
Skomentuj foto.: Wojciech Kufliński foto.: Wojciech Kufliński

W środę tydzień temu zawodnicy GKS Jaraczewo wygrali mecz z GKS Grębanin. Bohaterem spotkania okazał się Przemysław Rzepka. To on w 86. minucie ustalił wynik rywalizacji na 1:0. Tym samym dał drużynie awans do finału Okręgowego Pucharu Polski. Radość w zespole nie trwała długo. Dziś się okazuje, że GKS Jaraczewo przegrało środowy mecz. 0:3 I to walkowerem! A o puchar z Białym Orłem Koźmin Wielkopolski mają grać zawodnicy Grębanina. Jak to możliwe? W rozmowie z ejarocin.pl wyjaśnia DAWID WYREMBLEWSKI, przedstawiciel władz klubu GKS Jaraczewo. 

 

Co właściwie stało się, że nagle przyszło pismo, że GKS Jaraczewo jest pozbawiony finału Pucharu Polski w okręgu kaliskim?

Zostaliśmy ukarani karą dyscyplinarną – walkowerem – za to, że jeden z naszych zawodników był nieuprawniony do występu w tym meczu z powodu drugiej żółtej kartki, którą otrzymał w meczu ćwierćfinałowym. To jest bezsprzecznym faktem. Problem polegał na tym, że to nie zostało zauważone przez klub. Klub przez cały okres swojego funkcjonowania – 1,5 roku – swoją wiedzę o żółtych kartkach i wkluczeniach z gry opierał na systemie Ekstranet. To jest oficjalny system Polskiego Związku Piłki Nożnej, do którego mają dostęp tylko osoby upoważnione z klubu, sędziowie i sam związek. Tam wpisuje się wszystkie dane z protokołów papierowych z meczów do protokołu elektronicznego. Klub przed każdym meczem musi wygenerować skład. W tym właśnie Ekstranecie. Kiedy zawodnik ma pauzować z powodu kartek, jest nieuprawniony do gry, na liście zawodników, która pojawia się na ekranie, świeci na czerwono. Tak było w przypadku meczu z Manieczkami, kiedy pauzował Konrad Glinkowski. Osoba z klubu, która generowała ten skład, zauważyła to i został pominięty przy wystawianiu składu. W przypadku, gdy był skład wystawiany na mecz półfinałowy, Dariusz Bolek się nie podświetlał.

System nie zareagował, kiedy nazwisko Dariusza Bolka w meczu pucharowym zostało wpisane?

Tak. Otwiera się listę zawodników zgłoszonych do rozgrywek przed sezonem. Jeśli ktoś nie może grać meczu to on się świeci (na czerwono – przyp. red.). W tym przypadku Dariusz Bolek się nie świecił, dlatego został zgłoszony do tego meczu. Na podstawie przepisów i regulaminu WZPN, który prześledziliśmy na lewo i prawo, w górę i w dół, jak tylko się da, faktycznie klub powinien prowadzić ewidencje żółtych kartek na podstawie załączników, które zostawia sędzia po każdym meczu. Nikt z nas nie jest ekspertem od prawa sportowego. Zakładaliśmy, że jeżeli to jest system PZPN-u, w który wpisują sędziowie i on nam już się sprawdził, to to jest bardziej pewne źródło naszej informacji niż zapisywanie sobie przez kierownika na kartce w trakcie meczu, bo różne sprawy się dzieją. Tu ktoś dostanie żółtą kartkę, a kierownik wypisuje zmianę i jej nie zapisze. Dlatego wyszliśmy z założenia, że najbardziej wiarygodnym źródłem jest oficjalny system PZPN. Niestety wyszło tak jak wyszło.

Czy zgłaszaliście problem do okręgowych władz związku?

Dzisiaj rano zostało wysłane odwołanie od tej decyzji. Z uzasadnieniem, które przed chwilą przedstawiłem. Wyjaśniliśmy sytuację, jaka miała miejsce. Nie odwołujemy się od tego, że ten zawodnik był uprawniony, bo nie był uprawniony do gry. W odwołaniu zaznaczyliśmy, aby związek zwrócił uwagę na okoliczności, jakie nami kierowały. Napisaliśmy tam kilka dowodów, np., z tym Glinkowski. To, że na ławce rezerwowych był rezerwowy, który mógł grać na tej pozycji, bo gra na tej pozycji co Darek Bolek, co znaczy, że to było nieumyślne z naszej strony. Nie było żadnego krętactwa ani kombinowania.

Jak Wielkopolski Związek Piłki Nożnej ustosunkował się do stanowiska klubu?

Odwołanie było wysłane dosłownie przed chwilą, dlatego odpowiedź jest jeszcze nieznana. Myślę, że dzisiaj jej nie poznamy. Tam musi się zwołać organ odpowiadający za odwołania. Dopiero wtedy zostanie wydane jakieś orzeczenie.

Macie nadzieję, że sytuacja może się jeszcze zmienić i zagracie w finale, czy to jest już pobożne życzenie?

Szanse są praktycznie znikome. My się nie łudzimy. Napisaliśmy to odwołanie, bo takie mamy prawo i czujemy się poszkodowani. Nie przez sam związek co przez system. Osoby ze związku z Kalisza czy z Poznania były dla nas bardzo miłe, współczuły nam, mówiły, że rozumieją, jednak regulamin jest regulaminem. My też oczywiście rozumiemy ich perspektywę. Nie mamy żadnych pretensji do działaczy związkowych. Sądzimy, że to była po prostu pomyłka w systemie i to nas najbardziej boli. To też zaznaczyliśmy w naszym odwołaniu.

Czy ta zaistniała sytuacja może wynikać z tego, że w lidze zawodnik, dopiero po czterech kartkach przestaje być automatycznie uprawniony do gry w następnym meczu, a w pucharze po dwóch? Było jakieś takie tłumaczenie ze strony związku?

Tak jest. Jest regulamin rozgrywek ligowych i tam zawodnik pauzuje po czterech kartkach. Jest też regulamin Pucharu Polski na ten sezon i tam wyraźnie w paragrafie 24 jest zaznaczone, że zawodnik po dwóch żółtych kartkach pauzuje w kolejnym meczu po otrzymaniu tej drugiej.

I stąd wynika ta pomyłka?

Tak. Cały problem, który się okazał to jest to, że wyszliśmy z założenia, że Ekstranet jest najbardziej wiarygodny. Tam się robi transfery, przełożenie terenu meczu, zgłaszanie zawodników i związek to potwierdza też w tym systemie. Nic nie trzeba wysyłać. Nie trzeba dzwonić do związku. Uznaliśmy ten system za bardziej wiarygodny niż nasze notatki.

Jeżeli się okaże, że jednak nie zagracie w finale Pucharu Polski w okręgu kaliskim, jak zareagujecie? Zamieni się to w sportową złość?

To jest głównie pytanie do trenera i zawodników. Nie ukrywam, że z każdym z nich mam stały kontakt. Na pewno jest wielki żal i wielkie emocje. Dla każdego z tych chłopaków w ich karierze sportowej to byłoby największe wydarzenie i spełnienie marzeń. Tym bardziej, że ten finał miał się odbyć w Jaraczewie. I on był już praktycznie zorganizowany na takim poziomie, że jeden z członków zarządu WZPN, kiedy otrzymał plan organizacji tego meczu, powiedział nam, że cały zarząd był pod wielkim wrażeniem tego, że w takiej małej miejscowości można robić coś na takim poziomie. Mamy w niedzielę mecz z zespołem z Dobrzycy. Czwartym w tabeli, który urywa punkty najgroźniejszym naszym rywalom, dlatego jest ciężko, ale chłopacy muszą się na tym skupić. Dzisiaj jest trening. Trener też będzie z nimi rozmawiał. Musimy wygrać ligę. Naszym celem jest wygrać każdy mecz. Traktujemy go na 100 proc. i stąd sukcesy w Pucharze Polski. Myślę, że najbliższy mecz najlepiej pokaże reakcję zawodników.

Padła deklaracja, że chcecie wygrać ligę. Chcecie awansować? To jest wasz główny cel?

Tak. To jest nasz główny cel, który zakładaliśmy sobie przed sezonem. Rozpoczęliśmy ligę od remisu i porażki. Po tym meczu mamy osiem zwycięstw z rzędu. W tym z jednym z najsilniejszym rywali, czyli druga w tabeli Pogonią Książ. Ostatnio trafiały nam się bardzo duże wyniki po 10:1, 9:0. Gra wygląda coraz lepiej. Wzmocniliśmy się też przed sezonem pięcioma bardzo dobrymi zawodnikami, którzy też bardzo dużo dają drużynie. Mam silną ławkę rezerwowych. I to jest nasz główny cel.

Zaskakują te wyniki... Liczyliście na taką wysoką formę przed rozgrywkami, czy raczej myśleliście, że rywalizacja w lidze będzie bardziej wyrównana?

Przed sezonem wszyscy nastawialiśmy się na awans. Pierwsze dwa mecze były kubłem zimnej wody. Mieliśmy tam też parę problemów zdrowotnych. To się już wyklarowało i praktycznie wszyscy zawodnicy, poza dwoma, trzema, którzy mają poważniejsze kontuzje, wrócili do gry. Ta gra z każdym meczem, jak widać, jest coraz lepsza. Zawodnicy, którzy przyszli do naszego klubu nie byli przypadkowi. To byli zawodnicy, których trener chciał i, na których miał plan – na jakich pozycjach będą grali, co wniosą. Myślę, że…

Wyszło znakomicie...

Tak. Tacy zawodnicy, których wszyscy widzą, jak Patryk Rzepka, który strzela gole. Sebastian Wach, który robi ogromną robotę w środku pola. Michał Szrajber, który wrócił do gry po kilku latach przerwy i wygląda coraz lepiej. Marcin Gromada, który walczy na prawej obronie, wnosi doświadczenie i zadziorność. Młodziutki Filip Glinkowski – 17-latek, który strzelił swoją pierwszą bramkę i coraz odważniej sobie radzi. To nie są przypadkowi zawodnicy. To są ludzie, których trener chciał, i na których miał pomysł.

I, którzy mają ewidentnie papiery na grę?

Dokładnie tak.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%