Zamknij

Rugby Klub Sparta Jarocin. Nie ma miejsca na krok w tył

17:13, 04.07.2021 N.P Aktualizacja: 11:59, 05.07.2021
Skomentuj

Rozmowa z BRENDONEM SNYMAN’EM, zawodnikiem Sparty Jarocin

 

Sparta Jarocin w końcu zaczęła wygrywać w Ekstralidze. Jesteś zadowolony?

Jestem przeszczęśliwy! Nie będę ukrywał. Wiedziałem na co stać chłopaków i jak bardzo chcą wygrać. Wiedziałem też, że są bardzo dobrze przygotowani. Ale tak jak im to często tłumaczę: jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do robienia czegoś w określony sposób a dodatkowo znajdujemy się pod presją, chętnie korzystamy z tych wyuczonych wcześniej schematów. Stąd w ostatnich kilku meczach widoczny był pewien postęp. Ale za każdym razem, kiedy pojawiała się presja, niektórzy wracali do starych nawyków i przestawali grać zgodnie z tym, co niedawno wyćwiczyliśmy. Mecz z Juvenią Kraków nie był idealny. Byliśmy świetni w obronie. Wiele elementów poszło zgodnie z planem jak chociażby płynność naszej gry. Odpowiadając na pytanie, jestem bardzo zadowolony. Przez ostatnie dwa miesiące ciężko pracowaliśmy i wszyscy zasłużyliśmy na to zwycięstwo.

Jakie są największe wyzwania przed Spartą w najbliższym czasie? Co musicie zrobić, żeby wygrywać za każdym razem?

Najważniejsza jest ciągłość – stabilność drużyny i regularne treningi w pełnym składzie. Zawodnicy muszą nauczyć się siebie nawzajem, swojej gry, obrony. Wszystkiego tego, czego uczysz się, często z kimś grając. Ważne jest też, by cały czas iść do przodu. Tak, aby każdy trening przynosił jakiś postęp. I wiara! Najważniejsze, żeby zawodnicy Sparty zaczęli wierzyć w to, że mogą wygrywać.

Ostatnio zaczęli wierzyć?

Bez wątpienia! W stu procentach. Do tej pory tłumaczyli się tym, że są nowi w Ekstralidze. To prawda. To ich pierwszy sezon. Rozumiem to, ale to nie może być wieczna wymówka. Ktoś jest nowy, przegrywa pierwsze trzy lub cztery mecze. W porządku, ale 15 przegranych to już przesada. Teraz chłopcy stopniowo zaczynają rozumieć to, czego ich uczę. Widzą, że to działa. Zaczynają grać zgodnie z tym, co wytrenowaliśmy. Może być tylko lepiej. Nie ma miejsca na kroki w tył. Teraz już cały czas do przodu.

Czyli widzisz światełko w tunelu?

Zdecydowanie! Wszystko zależy od przygotowania zawodników. To bezpośrednio przekłada się na poziom gry na boisku. Po doświadczeniach gry w rugby w wielu różnych krajach: RPA, Australii, Nowej Zelandii, Francji, Wielkiej Brytanii, zauważam, że w Polsce słabą stroną jest przygotowanie techniczne. Zawodnicy rozumieją co mają robić, ale nie do końca wiedzą, jak to zrobić. Łatwo dostrzec przyczyny tego stanu rzeczy. W krajach takich jak RPA rugby jest obecne w szkołach w ramach w-f-u. W Polsce tak nie ma. Żeby grać, musisz zapisać się do klubu. Rugby nie jest tu jeszcze popularną dyscypliną. Z tego, moim zdaniem, wynika różnica w przygotowaniu technicznym zawodników. Nad tym musimy pracować.

To twoja misja?

Tak. Z pewnością. Podam przykład. Jakiś czas temu graliśmy z Lublinią. Mieliśmy skuteczność w obronie na poziomie niecałych 60 proc. W meczu z Juvenią już 82 proc. Podobnie było z młynem. Na początku, kiedy tu przyjechałem, przegrywaliśmy każdy młyn. Teraz jest zupełnie inaczej. Postęp jest naprawdę duży. Skupiliśmy się na poprawie techniki i efekty są widoczne z tygodnia na tydzień. Zaczynamy liczyć się w Ekstralidze. To wielkie osiągnięcie dla chłopaków. Pracowaliśmy bardzo ciężko i to zaczyna procentować.

Pochodzisz z Republiki Południowej Afryki. Czym różni się życie w Polsce od tego, które znasz z RPA? I co myślisz o Jarocinie?

Niemal wszystkim. Zaczynając od sposobu życia, jedzenia, kultury a kończąc na tym, po której stronie jeździsz. Wszystko jest inne. Myślę, że Jarocin to bardzo gościnne i przyjazne miasto. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś tu odmówił nam pomocy. Nawet osoby, które nie mówią po angielsku, zawsze w jakiś sposób organizują pomoc. Postrzegam Jarocin również jako o wiele bezpieczniejsze miejsce niż to, z którego pochodzę. W RPA nie ma opcji, żeby pójść z dziećmi do parku czy na plac zabaw i pozwolić im na swobodną zabawę. To dwa tak różne miejsca, że bardzo trudno jest je porównywać. Ale na pewno Polska jest dla nas dużo przyjaźniejszym i bezpieczniejszym miejscem do życia. I bardzo to doceniamy.

Co sprawia, że w RPA nie jest bezpiecznie? Terroryzm? Gangi?

Nie, nie. To wynika ze sposobu życia. W RPA jest bardzo wysokie bezrobocie. Wielu ludzi kradnie, podszywa się pod kogoś innego, by zdobyć jakąkolwiek pracę i przetrwać. Stąd potem chodzimy z dziećmi niemal jak na smyczy. I to nie jest coś czego chcesz dla swoich dzieci, ale nie ma innego wyjścia. Pod tym względem tutaj jest zupełnie inaczej.

Lubisz polskie jedzenie?

Nie ukrywam, że natrafiłem na parę polskich przysmaków, do których nie jestem przekonany (śmiech). Kaszanka, czernina, pierogi z różnym nadzieniem. To po prostu nie jest to, do czego jestem przyzwyczajony. Ale poza tym, uwielbiam polskie jedzenie. Różne mięsa. Ostatnio w Lublinie dali mi do spróbowania jakiś lokalny specjał. Bardzo mi to smakowało. W RPA tradycyjnym jedzeniem są dania z rusztu i to na nich bazujemy. Tutaj jemy w bardzo podobny sposób.

Grałeś w rugby w wielu miejscach na całym świecie. Co myślisz o tutejszej infrastrukturze sportowej? Całym zapleczu do gry w rugby, z którego korzystasz w Jarocinie?

Warunki są bardzo dobre. Szczególnie teraz, kiedy Polski Związek Rugby zapewnił nam mnóstwo sprzętu. Jeśli mógłbym zmienić jedną rzecz, to byłoby to zorganizowanie własnej szatni dla Sparty. Miejsca, gdzie zawodnicy zostawialiby bezpiecznie swoje rzeczy, kiedy tylko chcą. Ale nie mogę o to prosić. Uważam, że to zbyt wysokie wymagania. Wszyscy bardzo nam pomagają i mamy to czego potrzebujemy, by stawać się coraz lepszą drużyną. Nie ma miejsca na wymówki. Będziemy w czołówce polskiej Ekstraligi przez kolejne lata.

Jak to się stało, że znalazłeś się w Jarocinie?

Grałem w drużynie Lions w RPA. I wtedy zaczął się Covid. Rozgrywki zostały wstrzymane. Siedziałem w domu. Rozważałem różne opcje. Miałem oferty z Francji, Irlandii. Moja żona zaczęła kontaktować się z różnymi osobami w poszukiwaniu rozwiązań. Myślę, że ostatecznie obdzwoniła cały świat (śmiech). Aż w końcu przyszła i zapytała: „A myślałeś o tym, żeby grać w Polsce?”. Powiedziałem, że tak, bo już wcześniej, parę lat temu, dostałem propozycję od jednej z polskich drużyn. Dała mi numer do kogoś z Juvenii Kraków. Zadzwoniłem, a on przekierował mnie do Bartosza Włodarka. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Powiedziałem mu czego potrzebuję i czego potrzebuje moja rodzina. Dogadaliśmy się. Oto cała historia.

To był dobry wybór?

Tak. Zdecydowanie. Mam prawie 37 lat. To dla mnie duże wyzwanie. Pochodzę ze środowiska, w którym gra w rugby jest pracą od 8:00 do 17:00, jak każda inna. Tutaj trenuję ludzi, dla których rugby nie jest źródłem utrzymania. Nie muszą trenować, ale chcą to robić. To dla mnie niesamowite, że rano idą na cały dzień do pracy, a wieczorem przychodzą jeszcze na treningi. To coś zupełnie innego niż to, do czego jestem przyzwyczajony. Amatorzy mają większe ambicje. Jednocześnie Spartanie wiedzą, co oznacza awans do Ekstraligi. To najwyższy poziom, na jakim możesz w Polsce grać w rugby. Zawodnicy są świadomi tego, że to oznacza jeszcze większe poświęcenie. Chciałbym podkreślić, jak bardzo są zaangażowani.

Jaką cenę płaci się za karierę w sporcie? Ciągłe przeprowadzki? Zdrowie?

Z mojej perspektywy kluczowa sprawa to rodzina. Jeśli ja się przenoszę, oznacza to przeprowadzkę także dla mojej żony i dzieci. Single, osoby żyjące samotnie, nie mają ograniczeń. Mogą przenieść się z Polski do Francji, potem z Francji do Argentyny i to na nikogo nie wpłynie. Kiedy ja to robię, jednocześnie zmieniam życie moim dzieciom i żonie. Do tego zmieniamy szkołę, pracę, itd. Więc tak, to zdecydowanie największa rzecz i coś, o czym myślę zanim podpiszę kontrakt albo przyjmę ofertę pracy. Czy mojej rodzinie będzie z tym ok? Na drugim miejscu oczywiście zdrowie.

Jesteś zawodowym rugbistą? To twój główny zawód?

Tak, chociaż jestem w procesie szukania dodatkowej pracy. Mam na to większość dnia, bo treningi są wieczorami. Jak tylko dzieciaki pójdą do szkoły, możemy zająć się jeszcze czymś innym. Ale przyjechałem do Polski, żeby grać i trenować. Po to tu jestem. Dlatego też podpisałem kontrakt ze Spartą. Rugby to moja praca od 18. roku życia.

Jak długo planujecie zostać w Jarocinie?

Trudne pytanie. W tym momencie jesteśmy otwarci na różne propozycje. Dużo o tym dyskutowaliśmy w ostatnim czasie. Ciężko mi coś więcej powiedzieć, bo jestem na kontrakcie. Kiedy wygaśnie, nie ode mnie będzie zależało to, czy zostanę.

Na jak długo podpisałeś kontrakt?

Na rok z opcją przedłużenia na kolejny, ale tak jak powiedziałem – zostałem tu sprowadzony ze względu na rugby. Zanim odejdę chcę być pewien, że zostawiam Spartę w lepszym miejscu – zawodnicy wiedzą, co robią, a ich technika gry jest lepsza.

Sparta będzie coraz lepsza?

To mój główny cel. To, żeby zawodnicy uwierzyli w to, że mogą wygrywać. Że to, że są z małego miasta, nie ma tu znaczenia. Są ludźmi, każdy ma parę nóg. Nie ma powodu, żebyśmy nie mogli wygrywać. Musimy tylko ciężej pracować. Na meczach bardzo pomagają nam kibice. Dostrzegam wyraźną różnicę pomiędzy widzami – osobami, które po prostu przyszły popatrzeć na mecz, bo jest niedziela i nie mieli co robić, a kibicami, którzy wspierają drużynę. Na meczu z Juvenią było maksymalnie 200 osób. Ale robili hałas jak 5.000. To zdecydowanie pomogło wygrać Sparcie. Te ostatnie dwie minuty, kiedy musieliśmy cały czas się bronić, a w tle ciągle głośne: „SPARTA, SPARTA” to coś, co sprawiło, że zbieraliśmy się w sobie i chcieliśmy wygrać. To było niesamowite. I bardzo zachęcam innych, żeby przyszli następnym razem jak będziemy grali w Jarocinie. Jestem pewien, że publiczność będzie zadowolona.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%